To będzie wpis bez przepisów, za to z pewnymi przemyśleniami.
Żyjemy w takich dziwnych czasach, że ludzie wiecznie gdzieś się spieszą. Ciężko znaleźć czas, żeby spotkać się z rodziną, ze znajomymi, z przyjaciółmi. Ile razy słyszałam różne wymówki w stylu nie mogę się z tobą zobaczyć bo to, bo tamto, bo późno, bo daleko, bo boli mnie głowa, bo mam wizytę u dentysty, bo mam zielone skarpetki, a na zewnątrz jest 15 stopni i nie świeci słońce. Czasem jest mi przykro, przeważnie staram się być wyrozumiała, bo sama też nie zawsze gotowa jestem stawić się na każde wezwanie. Wiadomo, życie. Wiadomo, bywa i tak.
A jednak potrafię wsiąść w busa i przejechać 200km tylko po to, żeby zjeść obiad z przyjaciółmi. I nie jest to dla mnie żadne wyrzeczenie, żaden problem. Liczą się przede wszystkim ludzie i gest, i to jak dobrze czuję się w towarzystwie niektórych osób. Tak dobrze, że nie zamieniłabym tego na nic innego.
Życzę wam, żebyście wy również pamiętali o swoich bliskich i nie zaniedbywali ich. Naprawdę nie trzeba wiele by sprawić komuś przyjemność.
A tak wyglądał nasz obiad.
hummus
guacamole z zielonego groszku
podpłomyki
trochę więcej hummusu
i suszone pomidory
podpiekane ziemniaki
dziewczyny zrobiły też same makaron i do tego fajne sosy (szczególnie brokułowy z mlekiem kokosowym i szpinakiem), ale zapomniałam zrobić zdjęcia :(
a na deser moje pierwsze (nie do końca udane) podejście do wegańskiej karpatki
i pojedzone
Love!
7 osób lubi ten wpis.